Nastał nam nowy rok, którego początek często upływa pod znakiem ciągłego ‚zwiadu’. Próbujemy ‚rozpoznać teren’ utworzonych w naszej głowie planów i noworocznych postanowień. Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że jak często ktoś przez pomyłkę wpisuje 18stkę na końcu daty – tak ktoś inny rezygnuje z jednego z takich postanowień.

Zawsze od takowych stroniłem, a wręcz broniłem się przed końcowo-rocznym entuzjazmem – który szepcze nam banały o tym, że „nowy rok, nowy ja”; „nowy rok, nowe możliwości”; „w 2019 wszystko się zmieni”…

No nie moi drodzy, nic się nie zmieni – nie samo, nie w związku z wkroczeniem na karty nowego kalendarza. My pozostajemy tacy sami, choć rocznikowo przybieramy kolejny rok. Posiadamy te same możliwości, choć tak rzadko zdajemy sobie z tego sprawę.

To nie nowy rok, a każdy dzień, a w zasadzie każda chwila może być dobrym początkiem na rozpoczęcie nowego etapu. Potrzebujemy odpowiedniego ‚kopa’ – i tu znów nie powinniśmy liczyć jedynie na sprzyjający los – takim kopem możemy uraczyć się sami!

Nikt nie zna nas tak dobrze jak my sami, to ja czuję wewnątrz gdzie leżą moje granice komfortu – co wymaga ode mnie wysiłku, co mnie motywuje i co dodaje energii. Na podstawie tej wiedzy jestem w stanie całkiem dobrze ocenić szanse na realizację nowych planów. I możesz próbować oszukiwać wszystkich dookoła, ale własnego ‚ja’ nie oszukasz – żeby zrealizować coś co wydaje się nam ‚ponad nasze siły’ będzie potrzebna potężna dawka motywacji okupiona wielkim wysiłkiem… a na efekt często trzeba trochę poczekać.

I tak sam podjąłem się pewnego wyzwania – na przekór sobie i moim przekonaniom o bezsensowności noworocznych postanowień.

Koniec roku był dla mnie okresem ciężkich przemyśleń i gorzkich podsumowań, gdyż wraz z nowym rokiem dobiłem również do magicznej bariery 30-stki (rocznikowo). Miałem wiele długoterminowych planów… których termin upływał mniej więcej… teraz? I jak się domyślacie – niewiele z nich udało mi się zrealizować, co solidnie mnie przybiło… bo należę do tego wymierającego gatunku, który dotrzymuje obietnic (nawet tych wobec samego siebie).

Musiałem więc zacząć robić coś, czym udowodnię sobie, że potrafię!

I rozpocząłem „projekt” o nazwie „SEBIX 3.0”

(wszystko co w powyższym zdaniu znajduje się w cudzysłowie jest sarkastycznie prześmiewcze i zarazem śmiertelnie poważne!)

Czemu ‚Sebix’? To najbardziej memiczna i prześmiewcza odmiana mojego imienia – od typowego łysego ziomeczka, wożącego się po dzielni dwudziestoletnią ‚beemką’ w rytmach polskiego hip-hopu, który w swojej ofercie poza ubogim słownictwem, ujemnym ilorazem inteligencji posiada głównie magiczny ‚wpierdol’… – różni mnie wszystko. Co sprawia, że moi kochani przyjaciele przylepili mi tego Sebixa, a ja musiałem się z tym pogodzić.

W przypadku ‚3.0’ jest prościej – jak łatwo się domyślić po (przydługim) wstępie jest to związane z moim wiekiem i przy okazji jasno określa ‚deadline’ owego projektu – moje urodziny w lipcu.

Co w takim razie zamierzam zrobić? 

Naprawić… siebie,

fizycznie,

w nadziei, że będzie to miało również wpływ na niematerialnego mnie.

Jak planuję tego dokonać?

Ciężką pracą, niezliczonymi ilościami wylanego potu na siłowni i praktycznie wyzbyciem się pojęcia ‚wolny czas’.

Co chcę osiągnąć?

Chcę spojrzeć w lustro w dniu swoich urodzin i powiedzieć sobie prosto w oczy – zrobiłeś to!


 

Kiedy zaczynałem pisać ten tekst (a było to na samym początku stycznia) – miałem wiele obaw, w końcu nigdy nie trenowałem tak intensywnie… mimo sporej wiedzy i niemałego doświadczenia w treningu na siłowni – spodziewałem się, że nie będę w stanie utrzymać takiego reżimu (trening co 2 dzień). Ale teraz czuję, że jeżeli tylko będą mnie omijać kontuzje to w lipcu będę bardzo dumny ze swojej pracy!

Jeżeli macie ochotę to trzymajcie kciuki, bo z pewnością czekają mnie jeszcze trudne chwile zwątpienia… wtedy najmniejsze nawet wsparcie będzie na wagę złota!

I pamiętajcie, że to Wy decydujecie o swoim życiu i wielu jego aspektach możecie zrobić zdecydowanie więcej niż Wam się wydaje! Nie rozpamiętujcie porażek, wyciągnijcie z nich lekcję i ruszajcie dalej! Bo ‚ten’ czas jest już teraz!

Weź życie we własne ręce. I co się wtedy stanie? Coś strasznego: nie będzie kogo obwiniać.

Erica Jong